29 startupów na milion mieszkańców. 4,6% z PKB wartego blisko 400 mld USD, przeznaczane na badania i rozwój. A do tego kilkadziesiąt globalnych biznesów ery cyfrowej, które swe korzenie mają tu, na tej ziemi. Izraelski pęd do innowacji nie dziwi już nikogo. Ale wciąż imponujące jest tempo, w jakim ten niewielki kraj rozwija technologiczne biznesy

Izraelski wyścig z resztą świata nie zawsze jednak wyglądał tak różowo. Kraj zorganizowany logistycznie sto lat temu niemal od zera, dopiero od lat 60-tych XX wieku mógł liczyć na wyraźne wsparcie z zewnątrz. Od tamtej pory do 2007 roku z zaprzyjaźnionych Stanów Zjednoczonych popłynęło do Izraela ponad 100 miliardów USD. I trudno nie przyznać, że gdyby nie zbudowanie za te pieniądze ogromnego sektora wojskowego, na hi-techowe innowacje “made in Israel”, nie moglibyśmy teraz liczyć aż w takiej skali.

Ale w wielu innych miejscach świata innowacje rodziły się wpierw u boku zbrojeń i wojska. Kalifornijska Dolina Krzemowa w USA, swój gigantyczny sukces zawdzięcza właśnie wojskowości. Ogromny strumień pieniędzy, jaki płynął z centralnego budżetu Stanów Zjednoczonych na opracowywane tam technologie zbrojeń, nowe produkty dla wojska czy postrzegany politycznie wyścig kosmiczny, stymulował też rozwój “cywilnych” rozwiązań. Kwestią czasu było dołączenie do tego nurtu tysięcy zdolnych specjalistów, którzy znaleźli pracę w pączkujących u boku sektora wojskowego, firmach. Kilkadziesiąt lat później Silicon Valley płynie już własnym nurtem. I czy tego chcemy czy nie chcemy, wciąż dyktuje warunki rozwoju świata ery cyfrowej.

Izrael poszedł podobną drogą. Dziś trudno sobie wyobrazić hasło “izraelskie technologie” bez związku z wojskiem. Geopolityczne ulokowanie kraju wręcz wymusza taki stan rzeczy, ale powtórka kalifornijskiego scenariusza nikogo tu nie dziwi. Izrael wydaje (musi wydawać) multum pieniędzy na obronę, stąd naturalny przepływ talentów / biografii / rozwiązań między wojskowym a cywilnym obszarem. I to wśród “cywili” rozkwitają teraz najlepsze pomysły, choć – z racji młodego wieku – wieloma CEO są byli wojskowi czy agenci służb specjalnych.

Ciekawostką jest fakt, że własny fundusz venture capital pod nazwą Libertad Ventures otworzyła nawet… agencja wywiadowcza Mosad. Za kwotę blisko 3 miliardy dolarów chce wcielać w życie najbardziej przyszłościowe innowacje. A słynny Meir Dagan, ex-dyrektor Mosadu, to obecnie ceniony inwestor w branży… biotechnologii.

Głód izraelskich specjalistów w wymyślaniu nowych rozwiązań / urządzeń / aplikacji, jest jednak na bieżąco zaspokajany sutymi dotacjami z państwowej kasy. Wspomniane aż 4,6% z PKB wartego blisko 400 mld USD to ogromna suma. A tak ustawiony wektor przez rząd w Tel Awiwie oznacza, że robiących globalną karierę produktów z Izraela może być tylko więcej. Specjaliści w stolicy, Hajfie czy uznawanej za serce izraelskiego tech-systemu Beer-Szewie, mają więc komfort pracy. Rozmaitych funduszy, dotacji czy inwestorskich platform, jest tu bez liku.

Jeśli jakiś produkt / rozwiązanie / aplikacja zyskuje poklask wśród rodzimych mentorów i inwestorskiej branży, jej twórcy mają dostęp do pokaźnego kapitału na promocję / rozwój / udoskonalanie swojego pomysłu. Młode biznesy mogą liczyć nawet na 85% finansowania w ciągu pierwszych dwóch lat działalności. Izraelscy decydenci branży technologicznej wiedzą, że bez odpowiedniego wsparcia finansowego, nawet najlepsze pomysły mogą zgasnąć / stracić swoje “pięć minut” / nie rozwinąć się w optymalny sposób. A przegrana w technologicznym wyścigu mogłaby kosztować kraj znacznie więcej, niż pieniądze wydane na zajęcie w nim czołowych pozycji. 

Swoje do sukcesu dodają też inne gałęzie izraelskiej gospodarki. W samym tylko 2019 roku eksport wzrósł o 5 mld USD, a głównym jego komponentem były – jakże by inaczej – świetnie sprzedające się technologie IT. Zarządzany aplikacjami sektor turystyczny dostarczył aż 4,6 miliona zagranicznych turystów. A to przełożyło się na kolejne 23 mld USD wpływu do izraelskiej gospodarki.

Cały czas prowadzone są inwestycje w nowoczesną edukację: już teraz na każde 100 tysięcy mieszkańców przypada aż 1400 naukowców. Na chwilę przed pandemią podwoiła się tu liczba własnych tzw. unicorns (jednorożców) czyli młodych firm wartych rynkowo więcej niż 1 mld dolarów. Izrael ma ich obecnie 22 i ustępuje tu tylko UK, USA i Chinom, zostawiając w tyle takie potęgi jak Niemcy, Francja czy Japonia.

I właśnie w takim podejściu należy upatrywać imponującego sukcesu tak wielu rozwiązań “made in Israel” w globalnej skali. W ciągu ostatniej dekady izraelskie startupy i firmy technologiczne, wprowadziły na globalny rynek kilkadziesiąt, cieszących się ogromnym powodzeniem, systemów / produktów / rozwiązań. Zna je niemal każdy z nas, bo na co dzień używa np. w smartfonie, na komputerze czy w samochodzie. 

Viber, Whatsapp, Waze, Wix – to tylko niektóre z tych biznesów. Niemal bez przerwy pojawiają się tu kolejne “hot tematy”, co nie może dziwić w kraju, gdzie rocznie powoływanych do życia jest blisko 400 nowych startupów. Dane międzynarodowej firmy analitycznej Deloitte głoszą, że w samym Tel Awiwie w sektorach IT / hi-tech / finance działa blisko 7 tysięcy spółek. Daje to najwyższy w świecie współczynnik skoncentrowania firm w obrębie jednej metropolii.

Izrael nie konsumuje jednak bezrefleksyjnie swojego niezaprzeczalnego sukcesu. Inwestując tak mocno w badawczo-rozwojowy sektor R&D (ang. Research and Development), kształcąc wysoko wykwalifikowanych inżynierów, stoi na stanowisku, że nic nie jest dane raz na zawsze. Że mozolnie osiągnięta, tak wysoka, pozycja w rankingu najbardziej innowacyjnych krajów świata, musi być broniona i stymulowana nowymi inwestycjami, praktycznie przez cały czas.

Konkurencja nie śpi. W zglobalizowanym świecie, gdzie pędzące w oszałamiającym tempie Chiny stały się już odrębnym “kosmosem”, gdzie miasta typu austriacki Wiedeń, Austin w USA, Sztokholm, Singapur czy Londyn również biją się o palmę pierwszeństwa najlepszych inkubatorów i ekosystemów do hodowania startupów, Izrael nie ma przecież monopolu na zwycięstwo. Stąd programy szeroko zakrojonej współpracy z innymi krajami, aby nie tylko rywalizować w obłędnym tempie, ale też wspólnie edukować się czy inspirować. 

Do takich właśnie działań powołano Startup Nation Central. Obecnie to jedna z wzorcowo działających w świecie organizacji wspierających rozwój startupów. Od niedawna współpracuje też z Polską. W 2017 roku podpisano umowę między Startup Nation, Bankiem Gospodarstwa Krajowego oraz Creators Ideation Lab, instytucją wspierającą łączenie większych korporacji z startupami. Okazją ku temu było Polsko-Izraelskie Forum Gospodarcze, cykliczna impreza, która ma łączyć innowatorów / technologów / inwestorów i decydentów z obu krajów. Pilotażowe działania dla startupowów to dziewięć miesięcy wzajemnej wymiany 15 młodych firm z Izraela i Polski, spotkania z inwestorami, mentorami oraz rozwijanie relacji między z korporacjami.

Brzmi dobrze, choć do odtrąbienia sukcesu w relacjach polsko-izraelskich na technologicznej niwie, brakuje jeszcze sporo. Przed nami znacznie większe wyzwania. I nie chodzi tu tylko o sporne kwestie w polityce, ale o ogólny obraz gospodarczych stosunków między Izraelem a Polską. Obroty handlowe obu krajów przekroczyły 1 mld USD już w 2017, ale aktualnie bliskowschodnie państwo jest dopiero 40 partnerem Polski w eksporcie (0,3% udziału) i aż 51. w imporcie (mizerne 0,2%). Wciąż głównym jednak obszarem handlu są produkty rolno-spożywcze oraz przemysł elektromaszynowy. O technologiach czy innowacjach nie słuchać wiele. Czy to się zmieni?

Z pewnością już teraz wiele dzieje się na poziomie nieformalnym. Młode, startupowe środowiska z Warszawy, Krakowa, Wrocławia czy Trójmiasta, z powodzeniem współpracuje z izraelską sceną innowatorów. Sprzyjają też temu z pewnością liczne bezpośrednie połączenia lotnicze polskich miast z Tel Awiwem, coraz więcej izraelskiego kapitału w kwitnących nad Wisłą nowych biznesach hi-tech, ale też ogólne otwarcie Izraela na zewnątrz, związane z postępującą normalizacją stosunków z wieloma, uznawanymi wcześniej za mało przyjazne, krajami regionu.

Regularne loty pasażerskie z arabskich hubów Dubaju czy Abu-Dhabi czy normalizacja stosunków dyplomatycznych z Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi czy Bahrajnem, dają też zastrzyk nadziei, że skomplikowana sytuacja w regionie nie musi przekładać się na nerwową sytuację na inwestycyjnym rynku. Dawnych wrogów na Bliskim Wschodzie łączy też wspólny wróg – epidemia COVID-19. Więcej jest więc współpracy w bio-technologii, farmaceutyce, medycynie. A na szczególne względy od oceniających partnerskie projekty mogą też liczyć startupy zajmujące się ekologią, optymalizacją energii czy ochroną zasobów wody.

Pewnie dlatego polskie Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBR) wraz z izraelską agencją Israel Innovation Authority ogłaszają corocznie konkursy na wspólne projekty badawczo-rozwojowe. W pierwszych sześciu konkursach polsko-izraelskich dofinansowanie NCBR dla polskich partnerów wyniosło ponad 10 mln zł. Choć wciąż takie inicjatywy to kropla w morzu potrzeb, warto podkreślić, że od 2010 roku w temacie jednak coś się dzieje. W ostatnich latach finansowano wspólne projekty z obszaru inżynierii systemów informatycznych, elektroniki, elektrotechniki czy – w czym Izrael jest szczególnie mocny – cyberbezpieczeństwa. Warto też dodać, że w 2016 r. weszła w życie umowa między RP a Izraelem o współpracy w pracach badawczo-rozwojowych w przemyśle.

To nie wszystkie aktywności na technologicznych łączach między naszymi krajami. W 2019 roku w Jaffie odbyła się polsko-izraelska konferencja „Jak kobiety w Polsce i Izraelu robią biznes… i dlaczego tak świetnie im to wychodzi!”. Uczestnicy wzięli udział w panelach dyskusyjnych, warsztatach o nowych technologiach, nauce, mediach, urbanizacji, modzie. Lokalizacja wydarzenia była symboliczna. Właśnie w Jaffie, w 1996 roku późniejszy prezydent Izraela Shimon Peres, mający polskie korzenie, powołał instytucję, która miała zająć się wdrażaniem w życie idei i projektów rozwojowych oraz innowacyjnych.

Czego możemy nauczyć się od Izraela? Z pewnością pomysłowości w zarządzaniu energią, czy to słoneczną czy wiatrową. W kraju, gdzie pośrodku suchej pustyni Negev rosną kibucowe pola pełne zielonej cebuli, innowacyjnych pomysłów na irygację czy technologie obiegu / odzysku wody, znajdziemy mnóstwo. Państwo, które znaczącą część swojej energii elektrycznej czerpie z farm solarnych ustawionych na wiecznie nasłonecznionych obszarach, może dać nam sporo do myślenia, jak zarządzać energią ze słońca w dobie ocieplania się klimatu. Z pewnością to wdzięczny obszar dla młodych firm, inżynierów, czy startupów z misją uzdrawiania planety.

Co Izrael może uzyskać od Polski? Na pewno most pomiędzy izraelską, mocno scyfryzowaną już, gospodarką, a rynkami państw Unii Europejskiej. Z pewnością dostęp do wielu talentów. I wreszcie owocny teren do nowych inwestycji w technologiczne huby w Polsce. Dość wspomnieć, że ten potencjał zauważył już choćby niemiecki potentat telekomunikacyjny T-Mobile, prowadząc swoje biura dla młodych talentów w Berlinie, Tel-Awiwie i… Krakowie. 

Jak wiele pozytywnego może się jeszcze wydarzyć między Polską a Izraelem na polu technologicznej współpracy w “erze digital”? Z pewnością sporo, zwłaszcza że pozostająca przez dekady na uboczu technologicznej rewolucji w świecie Polska, ma od kogo czerpać inspiracje i wzorce. Pojawia się coraz więcej opinii o konieczności większej odwagi w stawianiu pierwszych kroków w polskim biznesie, na wzór żydowskiego podejścia „chucpa”. Głosi ono, że mimo niepowodzeń należy ciągle próbować i próbować, wchodzić “jak nie drzwiami to oknem”, a klęska jest tylko wtedy klęską, jeśli po niej człowiek godzi się z przegraną i nie podnosi tylko z tego powodu.

Jesteśmy na to gotowi?

Rafał Romanowski

redaktor naczelny internetowego magazynu Re:view / thereview.pl

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP”.

 



Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2021”